„Mogło dojść do bezpodstawnego wzbogacenia się. Śledczy powinni też sprawdzić, czy nie popełniono przestępstwa menedżerskiego, czyli wyrządzenia znacznej szkody majątkowej partii, co podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5” – tłumaczy w tekście dziennikarz Marcin Dobski.
Jak podaje dalej dziennikarz, na konta posłów Konfederacji Janusza Korwin-Mikkego i Konrada Berkowicza oraz Sławomira Mentzena (nie dostał się do Sejmu) trafiło po 108 300 zł, a na kontro sekretarza Konfederacji, wówczas także skarbnika partii KORWiN, Marcina Sypniewskiego trafiło 49 260 zł.
„Pieniądze pochodziły z subwencji partii KORWiN, która w wyborach parlamentarnych uzyskała 4,76 proc. głosów, co sprawiło, że przyznano jej ok. 4,2 mln zł rocznie (przez cztery lata). Były to pensje w 2019 r. dla części członków prezydium ugrupowania Korwin-Mikkego. Problem w tym, że gdy pieniądze były wypłacane, to ciało statutowe miało zarejestrowany w sądzie inny skład od tego, którego członkom zapłacono pieniądze” – tłumaczy Dobski.
W związki ze skomplikowaną sytuacją prawną (została uporządkowana w maju 2019 r.), „istniało ryzyko, że nowe prezydium nie zostanie nigdy zarejestrowane, a partia zostanie zlikwidowana i jej majątek przejmie Skarb Państwa – czytamy.
Do sprawy odniósł się na Twitterze jeden z liderów Konfederacji Janusz Korwin-Mikke, który potwierdził doniesienia Wprost.pl.
„Ależ oczywiście! Natychmiast porobiliśmy z góry wszelkie możliwe zakupy i wypłaciliśmy pensje na tyle, na ile pozwalało prawo – do końca roku” – napisał polityk na Twitterze.
„Bylibyśmy idiotami, gdybyśmy tego nie zrobili. Uwaga: to dotyczy tylko partii KORWiN, KONFEDERACJA nie ma z tym nic wspólnego!!” – dodaje Korwin-Mikke.
Czytaj też:
Pięć partii w Sejmie. Jak wypada PiS i Koalicja Obywatelska?