Piłka ręczna: Czy wróci duch drużyny trenera Wenty?

Piłka ręczna: Czy wróci duch drużyny trenera Wenty?

Dodano: 
Polacy pokonali Turków
Polacy pokonali Turków Źródło: ZPRP
Znakomite mecze, zwycięstwa i dużo emocji w rozgrywanych przez polskich szczypiornistów w Egipcie mistrzostwach świata już za nami. Spotkanie z Niemcami było pożegnaniem Polaków z egipskim turniejem. I mimo, że wracają bez medalu, wygrali coś nieocenionego: wiarę i zaufanie kibiców, które pamiętamy z czasów, kiedy nasza piłka ręczna była niemal sportem narodowym.

Choć seria sukcesów nie trwała bardzo długo, bo niespełna dekadę (2007–16), kibice zdążyli się do nich przyzwyczaić. A teraz liczą, że nie będą musieli czekać na kolejne medale wielkich turniejów tyle, co pod koniec XX wieku, gdy prawie całe 80., a potem 90. ta dyscyplina nie tylko nie odnosiła żadnych sukcesów, ale także była wypchnięta z kręgu zainteresowania telewizji i kibiców.

Powolne odradzanie się reprezentacji Polski zaczęło się na początku XXI wieku. W 2002 roku Polska po 12-letniej przerwie zakwalifikowała się do wielkiego turnieju, ale w mistrzostwach Europy w Szwecji nasz niedoświadczony zespół przegrał wszystkie trzy mecze. Nieco lepiej poszło w mistrzostwach świata 2003 w Portugalii, w których Polska wyszła z grupy. Także wtedy nie udało się jednak pokonać żadnego zespołu europejskiego. Podobnie zresztą, jak w następnym roku w kolejnych ME, w których biało-czerwoni zajęli ostatnie miejsce. To było w styczniu, a już wiosną po przegranych kwalifikacjach do MŚ 2005 z funkcji selekcjonera zwolniono Bogdana Zajączkowskiego.

Jak pokazała przyszłość, mianowanie jego następcy okazało się kluczową decyzją w historii polskiej piłki ręcznej. Został nim 43-letni wówczas Bogdan Wenta, chyba najbardziej znany na świecie polski piłkarz ręczny, który od końca lat osiemdziesiątych występował na zachodzie – w wielkich klubach hiszpańskich Bidasoa Irun i FC Barcelona, a potem w Bundeslidze – w Nettelstedt i Flensburgu.

Wenta nie miał dużego trenerskiego doświadczenia. W Niemczech jako kończący karierę zawodnik prowadził we Flensburgu grupy młodzieżowe i drużynę rezerw. Jednak jego nominacja wniosła do reprezentacji powiew świeżości oraz zupełnie inne spojrzenie na grę. – Bogdan przekonał nas, że indywidualnie jesteśmy tak samo dobrzy jak Niemcy, Szwedzi czy Duńczycy, tylko musimy razem stworzyć drużynę – mówił Grzegorz Tkaczyk.

Polska pokochała szczypiornistów

To właśnie na takich zawodnikach, jak Tkaczyk, Marcin Lijewski, Mariusz Jurasik czy Sławomir Szmal Wenta chciał budować reprezentację. – Oni wszyscy od dwóch, trzech lat występowali już w lidze niemieckiej i czuli w codziennych treningach i meczach, że te gwiazdy, które w Polsce można było wtedy najwyżej podziwiać w telewizji DSF, to tacy sami ludzie jak oni. Jasne, bardzo dobrzy zawodnicy, ale im też można było udowodnić swoją wyższość na boisku. W ten sposób kompleksy odchodziły precz – wspominał Wenta. Do legendy przeszły opowieści o tym, w jakich warunkach powstawała tamta wielka drużyna.

Brakowało wszystkiego, piłek, strojów, odżywek. O premiach za sukcesy nikt wtedy nawet nie myślał – mówił Tkaczyk.

Na pewno jednak nie brakowało jednego – zaangażowania i głodu sukcesów. – Mieliśmy wtedy po dwadzieścia kilka lat, graliśmy w Bundeslidze i widzieliśmy nie tylko, że nie odstajemy, ale czasem także przewyższamy poziomem zawodników, których wcześniej się baliśmy – przyznawał Lijewski.

Pierwszym poważnym dowodem mocy i umiejętności polskich szczypiornistów było wyeliminowanie bardzo silnej wówczas Szwecji w kwalifikacjach do ME 2006. W Szwajcarii wreszcie udało się pokonać zespół z Europy – Ukrainę – ale to był dopiero wstęp do tego, co w polskim szczypiorniaku miało się wydarzyć. Rok później Polska zaszokowała wszystkich, zdobywając w Niemczech wicemistrzostwo świata i nagle z niszowej, spychanej na margines dyscypliny piłka ręczna stała się jednym z najpopularniejszych sportów w Polsce. Wielomilionowe widownie telewizyjne, największe hale wypełnione po brzegi nawet podczas meczów towarzyskich – cała Polska pokochała szczypiornistów za niesamowite emocje, które ekipa Wenty zapewniała niemal w każdym meczu z topowymi zespołami. Nie zawsze były sukcesy jak wtedy w Niemczech czy dwa lata później w MŚ w Chorwacji (to właśnie w tamtym turnieju słynnego gola rzutem przez całe boisko strzelił Norwegom Artur Siódmiak).

Zdarzały się też niepowodzenia

Jak choćby w pierwszym po 28 latach występie w igrzyskach olimpijskich, zakończonych wielkim rozczarowaniem po porażce w ćwierćfinale z Islandią.

Nieco gorzej zaczęło się dziać po ME 2010, w których Polacy zajęli czwarte miejsce. Mistrzostwa świata 2011 i mistrzostwa Europy 2012 kończyli poza czołową szóstką, ale apogeum smutku nastąpiło w przegranych w dramatycznych okolicznościach eliminacjach olimpijskich 2012. To był koniec pewnej ery, a przede wszystkim koniec Wenty jako selekcjonera. Reprezentacyjną karierę postanowiło zakończyć kilka gwiazd – Jurasik, Tkaczyk, Marcin Lijewski, a trenerem kadry został Niemiec Michael Biegler.

Mimo kilku ubytków drużyna wciąż pozostawała mocna, a celem głównym budowy nowej potęgi był rok 2016 – czyli mistrzostwa Europy w naszym kraju, a także awans i dobry występ olimpijski w Rio de Janeiro. O tym, że biało-czerwoni zmierzają w dobrą stronę, przekonywał kolejny medal mistrzostw świata, wywalczony na katarskich pustyniach brąz po horrorze z Hiszpanami, nawiązującym do najlepszych lat ekipy Wenty.

Z trzech celów na 2016 rok Bieglerowi było dane powalczyć tylko o ten pierwszy – niestety mistrzostwa Europy w Polsce naszej drużynie się nie udały i Niemiec przestał być selekcjonerem. Zastąpił go Talant Dujszebajew, z którym Polacy awansowali do Rio, a tam byli o krok od wielkiego finału. To był najlepszy turniej w karierze Karola Bieleckiego, który w kolejnych spotkaniach dokonywał cudów, ale skończyło się czwartym miejscem Polski, które dla dawnych „wentowców" oznaczało kres marzeń o olimpijskim medalu. Dla całej polskiej piłki ręcznej był to zresztą przełomowy moment. Gwiazdy były już wypalone, nie było ich stać nawet, żeby pomóc awansować do mistrzostw Europy 2018. Po fiasku w eliminacjach ostatecznie pas powiedzieli Bielecki, Krzysztof Lijewski, Michał Jurecki, Mateusz Jachlewski i Sławomir Szmal.

Zrezygnował też trener Dujszebajew. Odbudowy reprezentacji podjął się Piotr Przybecki, który podobnie jak Wenta miał za sobą karierę w Niemczech. Nie dysponował jednak tak dobrymi zawodnikami. O ile bowiem sukcesy w minionej dekadzie spowodowały wzrost zainteresowania piłką ręczną sponsorów i nie było już problemów ze stroną organizacyjną, o tyle zupełnie zaniedbano ten okres szkoleniowo. Przybecki musiał szukać następców gwiazd w polskiej Superlidze. Chociaż jednak krajowe rozgrywki z roku na rok stawały się coraz lepsze, to w czołowych klubach z Kielc i Płocka, występujących w Lidze Mistrzów, prym wiedli zawodnicy zagraniczni. Te kłopoty sprawiły, że zabrakło nas w kolejnych wielkich turniejach – mistrzostwach Europy 2018 i świata 2019.

Także następca Przybeckiego Patryk Rombel nie miał łatwego startu – przegrane wiosną 2019 roku mecze eliminacji ME 2020 z Niemcami dobitnie pokazały, w którym miejscu jest reprezentacja Polski. Choć chyba jeszcze mocniej świadczyły o tym remis z Kosowem i wymęczone zwycięstwo nad Izraelem, czyli bardzo słabymi zespołami.

Kadra biła kolejne rekordy niepowodzeń – w długości serii porażek, braku zwycięstwa nad rywalem z Europy. Dużym problemem stał się brak klasowego środkowego rozgrywającego – najważniejszej postaci każdego zespołu. Polacy już od dawna prawie nie występowali też w mocnych klubach zagranicznych. Na domiar złego czołowym graczom przydarzyła się plaga poważnych kontuzji. Mimo to występ w mistrzostwach Europy 2020 – choć przy komplecie trzech porażek – udało się zakończyć dającym nadzieję na przyszłość wyrównanym meczem ze Szwedami. Nie bardzo było jednak gdzie szukać potwierdzenia tych nadziei, bo z powodu pandemii przez prawie rok nasza kadra nie rozegrała żadnego meczu.

W ostatnich tygodniach biało-czerwoni zaczęli jednak grać podczas przygotowań do MŚ 2021 w Egipcie i choć klasa rywali pozostawiała wiele do życzenia, cieszyły kolejne zwycięstwa. O tym, że w kadrze coś drgnęło, przekonała wygrana na inaugurację turnieju z Tunezją, wyrównana, choć przegrana rywalizacja z jedną z najlepszych ekip, mistrzem Europy Hiszpanią, a także fantastyczna gra i wysokie zwycięstwo nad Brazylią. Dobrą formę udowodniły też także ambitna pogoń w drugiej połowie starcia z Węgrami oraz emocjonująca walka i remis z Niemcami, którzy przecież dwa lata temu byli czwartym zespołem świata, a w 2016 roku zdobyli złoto mistrzostw Europy.

W tych spotkaniach Polacy pokazali cechy, które przypominają dawną ekipę Bogdana Wenty – waleczność, zaangażowanie, poświęcenie w grze i wiarę w zwycięstwo do ostatniej sekundy. Polacy nie awansowali wprawdzie do najlepszej ósemki świata, ale zakończyli turniej na 13. miejscu wśród 32 zespołów, co jest wynikiem lepszym niż można było się spodziewać. I choć umiejętności może jeszcze nie te, widać światełko w tunelu i szansę na powrót do dobrych lat polskiej piłki ręcznej.

Autor: Krzysztof Jaworski
Czytaj także